Zdaniem ludzi stale podnieconych, osoby wybitne (lub za takowe uznawane) nie umierają ot tak, banalnie. Jeśli giną w wypadku, to ów wypadek musi być zamachem. Jeśli umierają z przyczyn naturalnych, to z pewnością ktoś im podstępnie pomógł. Jednym słowem - śmierć w zamachu jest nobilitująca.
Hochsztaplerzy medialnego surfingu nie mają dla poczciwych amatorów ponurych sensacji litości i raczą ich niedorzecznymi opowieściami, w których demaskują zmyślone przez samych siebie historyjki. A naiwniacy z tych bajek czerpią garściami i niczym papugi bezmyślnie gęgają (gęgające papugi nie są niczym nadzwyczajnym, ten gatunek żyje w dobrym zdrowiu od stuleci) wszystko to, co mniej lub bardziej dokładnie potrafią powtórzyć.
Katastrofa w Gibraltarze jest od lat osaczona przez hochsztaplerów, mącących w głowach dobrodusznych ignorantów. Nie szkodzi, że żadna z teorii zamachowych kupy się nie trzyma, nie musi. Chodzi o tworzenie fermentu, atmosfery niedopowiedzeń, wydawanie porozumiewawczych chrząknięć. Gibraltar i Smoleńsk to miejsca dwóch zwykłych katastrof lotniczych, z których cyniczni oszuści usiłują czerpać korzyści.
Wypadek samolotu generała Sikorskiego (skądinąd szkodnika sprawy polskiej) doczekał się wreszcie porządnej monografii. Jej autorem jest Mieczysław Jan Różycki, a z jej fragmentami można zapoznac się na łamach magazynu "Lotnictwo" (numery 1 i 2 z bieżącego roku). Pan Różycki nie fantazjuje jak niejacy Baliszewski, Kisielewski i ich fagasi, lecz analizuje: dokumenty, specyfikacje techniczne, zeznania świadków, drobiazgowo rozkładając wszystkie kwestie na czynniki pierwsze. Analiza faktów jest nieubłagana dla zamachowych konfabulacji.
Konkluzja jest oczywista dla wszystkich, którzy potrafią myśleć samodzielnie:
Reasumując - wypadek, w którym zginął gen. Sikorski oraz inne osoby nie był wynikiem zamachu czy sabotażu, a zwykła katastrofą lotniczą spowodowaną, jak to zwykle bywa w lotnictwie, splotem zwykłych czynników oraz błędów - jak zwykle - przede wszystkim ludzkich.
Splot najważniejszych bezpośrednich przyczyn prowadzących do katastrofy samolotu Sikorskiego wygląda następująco:
- warunki atmosferyczne (noc, wiatr)
- długość pasa startowego (zbyt krótki dla obciążonego bombowca)
- przeciążenie Liberatora
- poderwanie Liberatora przy zbyt małej prędkości
- uskok wiatru powodujący zesztywnienie sterów
- utrata przez pilota (Edwarda Prchala) orientacji przestrzennej
- mierne kwalifikacje pilota (nie poradził sobie z niespodziewanymi kłopotami w pilotażu podczas startu)
Samolot rozbił się w morzu krótko po starcie. Wyniki autopsji ciał ofiar potwierdziły, że mają one obrażenia typowe dla uczestników wypadku komunikacyjnego.
Żadnej tajemnicy tu nie ma.