Eksplozja multi-kulti w Brukseli. Beżowi islamoludzie o wybuchowych temperamentach doprowadzili komisarz ludową Mogerini do czynności hydraulicznych. Na szczęście zawsze można liczyć na hunterkę dorszy Piterę Julię, która bez trudu znormalizowała sytuację - otrzepawszy się z odłamków i krwi obwieściła, że fruwające w okolicy szrapnele to taki sam element krajobrazu jak domy w mieście czy drzewa w lesie. Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Po czterdziestym w miesiącu wybuchu ubogacania międzykulturowego nikt już nie zwróci uwagi na wybuch czterdziesty pierwszy. Powiedzmy sobie szczerze i otwarcie: czy przejmujemy się faktem, że codziennie ktoś ginie w wypadku drogowym? No właśnie.
Naturalnie należy się zastanowić czy przyzwyczajanie się do fajerwerków nie jest aby lekceważeniem wysiłków prześladowanej mniejszości islamoludzi, a więc ohydną ksenofobią. No tak - islamoludzie starają się zaistnieć, a tu proszę, zero życzliwego zainteresowania, akceptacji i chęci współuczestniczenia w heppeningach. Udawanie, że się nie widzi zasłanej trupami ulicy w ogniu, to przecież przemoc o podłożu islamofobicznym.
I tak oto wygląda prawdziwe dialektyczne wyzwanie naszych czasokresów - jak zręcznie połaczyć jedno z drugim tak, aby nie urazić naszych przemiłych ekspertów od pasów Szahida?