Przelotna lektura tekstów okolicznościowych napawa smutkiem. Wielu autorów postanowiło „pochwalić” powstańców w taki sposób, że zapewne przewracają się w grobach. Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam – westchnął kiedyś kardynał Richelieu. W wersji bardziej dosadnej (czyli sowieckiej): przyjaciel to chwilowo nie zdemaskowany wróg.
„Przyjaciele” powstańców postanowili poinformować opinię publiczną o swoim niezwykłym odkryciu:
Powstanie musiało wybuchnąć!
Dlaczego musiało? No, musiało, 5 lat młodzież czekała, aby wyrównać rachunki, marzyła im się wolność i wolna Polska, gdyby dowództwo nie dało hasła, to walki rozpoczęłyby się spontanicznie etc. Po prostu niemożliwy do zneutralizowania mus.
Chciałbym uświadomić farbowanym friendom powstańców, że propagując tego typu mistykę (tak, mistykę – przekonanie o „musie” opiera się nie na faktach, lecz konfabulacjach) obrażają swoich idoli. Obrażają pamięć żołnierzy Armii Krajowej. Urągają im niczym komunistyczni agitatorzy.
Armia Krajowa była wielką armią podziemną, do której nie było przymusowego, powszechnego werbunku. Zgłaszali się do niej jedynie ochotnicy. Przyjmowany w szeregi składał następującą przysięgę:
W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Maryi Panny, Królowej Korony Polskiej kładę swe ręce na ten Święty Krzyż, znak Męki i Zbawienia, i przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczypospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił – aż do ofiary życia mego.
Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń Dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy niezłomnie dochowam, cokolwiek by mnie spotkać miało.
Tak mi dopomóż Bóg.
Honor żołnierski wymaga dotrzymywania danego słowa: Będę bezwzględnie posłuszny Dowódcy Armii Krajowej. Dopóki zatem dowódca AK nie wydałby rozkazu o podjęciu walki, dopóty żołnierz AK miał obowiązek zachować dyscyplinę. I, jak wykazały wydarzenia z końca lipca 1944 roku – zachował ją w sposób budzący podziw, zarówno podczas mobilizacji z 28 lipca, jak i samego 1 sierpnia.
W obliczu takich faktów należy uznać, iż „przyjaciele” piszący o spontanicznym wybuchu powstania dają dowód haniebnej pogardy dla żołnierzy Armii Krajowej, traktując ich jak zdemoralizowaną cywilbandę.