xiazeluka xiazeluka
199
BLOG

Siedem grzechów głównych polskiej Prawicy

xiazeluka xiazeluka Polityka Obserwuj notkę 24

A konkretnie – Prawicy de nomine, czyli pisiorów, kabotynów, notorycznych narodowców z polonocentryzmem zamiast mózgu, dziennikarzy „Naszego Dziennika” i pana Waldemara Łysiaka personalnie oraz wszystkich takich, co to rządy bolszewików chcą zastąpić rządami bolszewickimi.

 

1. Brak poczucia humoru z przerzutami zadęcia

Prezydent sporego wschodnioeuropejskiego kraju obraził się na jakiegoś podrzędnego żurnalistę z odrestaurowanego NRD. To znaczy – może się nie obraził, lecz nie zdementował pogłosek, że się obraził, więc medialnie wyszło na to samo. Co więcej, giermkowie Prezydenta posunęli się do pogróżek pod adresem pismaka, z całą pewnością zaspokajając jego próżność na najbliższą dekadę.

Ten sam prezydent został „zniesławiony” przez jakiegoś menela. Menel, walcząc z opuszczającą go świadomością, coś tam wybełkotał na temat policji i jej przełożonych. Gorliwi podwładni chwacko uwinęli się ze zbrodniarzem, został schwytany, postawiono mu zarzuty, miał stanąć przed sądem… Trwało to jakiś czas. Pan Prezydent, który na nadmiar zajęć raczej się nie skarży, nie znalazł czasu, aby sprawie łeb ukręcić. Pewnie się znowu obraził.

Jestem w stanie zrozumieć bezkrytyczne oponowanie się wiernych wyznawców przy swoim guru, nie potrafię natomiast zrozumieć, jak można tak mylić priorytety. Wszak casus menela z Centralnego był doskonałym pretekstem do uczynienia czegoś dobrego, zgodnego z zasadami Prawicy: groteskowość sytuacji byłaby znakomitym uzasadnieniem potrzeby zniesienia faszystowskiego artykułu 270 KK (art. 135 § 2 po nowelizacji) z uzasadnieniem, że to urzędasy są dla ludzi, a nie odwrotnie. Do prezydenta USA mówi się różnie, „durnia” nie wyłączając, świat się z tego powodu nie zawalił. No, chyba że na „Prawicy” okopali się zwolennicy zmodyfikowanej teorii „efektu motyla” – „efektu menela”…

2. Skłonności samobójcze

Powszechna na „Prawicy” chęć cenzurowania, ograniczania, zamykania i likwidowania wydawnictw, filmów i wystaw szargających (faktycznie lub w sposób urojony) świętości, których definicja jest na tyle rozległa, że obejmująca dowolny biało-czerwony lub kościelny aspekt rzeczywistości. Ostatnio jakiś pan z „Naszego Dziennika” wściekał się, że w polskich kinach wyświetla się ruską chałę pt. „1612”, pełne cebry wyzwisk zebrali jacyś faceci, co to chcieli sfilmować walki na Westerplatte (jakiś maniak posunął się nawet do twierdzenia, że nie wolno kręcić filmów niezgodnych z faktami historycznymi), dzisiaj na Zalonie Kolega Rybitzky ubolewa, że nasz system prawny nie został wzbogacony kolejnym zakazem…

Tak, intencje zrozumiałe i powierzchownie szlachetne, niemniej warto, aby „Prawica” sobie uświadomiła, iż zwalczanie cudzych opinii wlewaniem w usta cementu jest metodą nie dość, że budzącą znajome skojarzenia, to także samobójczą: jeśli Waaaaadza ma prawo zabronić mi wypowiadania się na tematy historyczne, to może także w przyszłości zakazać mi wygłaszania opinii na tematy przyrodnicze, teologiczne czy hydrauliczne. Albo odwrotnie – może mi to czy tamto nakazać czynić. Wykorzystywanie struktur administracyjnych do walki z przeciwnikami ideowymi jest niebezpieczne, jako że w razie ich zwycięstwa zastosują oni dokładnie te same metody, jakie „Prawica” obecnie uskutecznia. Powiedzmy sobie szczerze – stosowanie wszelkich form cenzury to dowód niewiary we własne siły, w moc własnych argumentów, w swój kunszt przekonywania i dawania przykładu. Przy okazji jest to dowód na zasadność niektórych zarzutów ze Lewizny – „Prawicę” cechuje brak tolerancji.

3. Rejtaniczne zaburzenia świadomości

Zaroiło się na blogach od znaczków „Ręce przecz od IPN”. Gontarczyk i Cenckiewicz to „nasi”, więc i IPN jest nasz, będziemy go bronić jak niepodległości Polski, do samego końca – naszego lub jej. A jeszcze kilka lat temu ten sam IPN – za kadencji Kieresa – zbierał jo… pardon… był ostro krytykowany przez dyżurnych „Prawicy” za swoje wątpliwe postępowanie podczas jedwabieńskiej afery. Wtedy nikt po stronie bogoojczyźnianej za IPN umierać nie miał zamiaru, przeciwnie, słano zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa lub kwestionowano uczciwość owej instytucji.

Rejtaniczne odloty wykazuje „Prawica” także na zewnątrz. Ekscentryczne zachowania Pana Prezydenta podczas kryzysu gruzińskiego, polegające na rozmyślnym prowokowaniu Iwanów, wspierał (także na Zalonie) donośny wrzask „Solidarni z Gruzją”. Czy Gruzja może i ma czym nam się odwdzięczyć – nad tym nikt się nie zastanawiał, wywleczono z koszul nagie piersi i równie nagimi (nieuzbrojonymi) kułakami wygrażano w kierunku wschodnim. Rejtanizm jest grzechem ściśle powiązanym ze skłonnościami samobójczymi, kabotynizmem oraz rusofobią – taka kombinacja nie powoduje u prawaków dyskomfortu logicznego, kiedy przypomnieć im, iż Zachód dokonał podobnego gwałtu na Serbii, anektując część jej terytorium.

4. Rusofobia

Czyli uprawianie polityki metodą afektów, a nie rachunku politycznych zysków i strat. Lord Palmerston słusznie zauważył: w polityce nie ma wiecznych sojuszników, są tylko wieczne interesy. Wydawać by się mogło, że akurat w Polsce, kraju, który doświadczył w praktyce rezultatów tak rozumianej metody dbania o swoje korzyści kosztem innych (w 1939 roku czy w trakcie II wojny światowej), aforyzm Palmerstona będzie pierwszą nauką, jaką pobierają kandydaci do służby dyplomatycznej. Niespodzianka – jest odwrotnie, ciągle bliższe jest skompromitowane hasło „Za naszą i waszą wolność”, nadal pokutują nieuleczalne urazy w rodzaju „My pomogliśmy Austriakom ocalić Wiedeń, a oni uczestniczyli w rozbiorach” lub „Powstanie warszawskie padło przez to, że Sowieci stanęli”. Ile razy musimy nastąpić na te same grabie, by wreszcie je zauważyć i uniknąć kolejnego siniaka?

Rusofobia jest równie uzasadnionym stanowiskiem jak anglofilia czy antyturkizm. Wywodzi się ona z historycznych uprzedzeń oraz przeoczenia faktu, że ZSRS już nie ma – Rosja i Sowiety to dla hurrapatriotów nadal to samo. I stąd się bierze przekonanie, że Kreml prowadzi politykę ideologiczną, a więc nie do przyjęcia dla sąsiadów, groźną i imperialną; myśl, że Rosja dba o swoje interesy, tyle że metodami odpowiednimi do supermocarstwa, prawakom do głowy nie przychodzi. „Ruskie to wróg na wieki wieków, oni się nigdy nie zmieniają” – taki jest mniej więcej sens zarzutów. Wypowiadający takie słowa także się „nigdy nie zmieniają”, lecz kto by tam szukał belki w oku, kiedy u swego adwersarza dostrzegł w oczodole źdźbło?

Właśnie w rusofobii ma źródło nieodpowiedzialna praktyka usprawiedliwiania amerykańskich agresji na Serbię przy potępianiu jednym tchem analogicznej operacji Rosji na swoich przygranicznych rubieżach. „Osłabianie Kacapów jest w polskim interesie” – zagrzewają się dziarsko malowani patrioci. Bardzo być może, lecz nie wolno – nie popadając w hipokryzję lub zacietrzewioną głupotę – ganić Kremla za kopiowanie amerykańskich wzorów postępowania. We własnym, dobrze pojętym interesie – co będzie, jeśli Niemcy opolscy upomną się o sformalizowany Heimat nad Odrą? Ależ będzie ubaw, jeśli Ruscy poprą ich prawo do samostanowienia… Helmuty i Iwany już kilka razy zdołali się porozumieć ponad naszymi głowami, osiągając korzyści równe naszym stratom, zapewne dlatego, że kierują się nie fobiami, lecz cyniczną troską o swoje interesy.

5. Kabotyństwo

Czyli upodobanie do świętowania rocznic bezsensownych, przegranych powstań połączone z pogardą dla „zdrajców” w rodzaju hr. Wielopolskiego. Pochwała destrukcji, potępienie powolnej, uporczywej budowy. Prawacy najwyraźniej nie chcą pamiętać, iż jedyny polski król, który otrzymał zaszczytny przydomek „Wielki” wojen nie toczył – dokonywał bezkrwawych podbojów, stawiał zamki, romansował z Żydówkami, żadnej chwalebnej, zbrojnej działalności w życiorysie nie ma(przeciwnie wręcz – oskarżany jest przez niektórych o tchórzostwo w obliczu wroga i ucieczkę spod Płowiec). W tym miejscu nieuchronnie pada z Okopów Św. Trójcy szyderczy zarzut w bezalternatywnym stylu: „Jak ktoś napadnie na twoja zonę, to nie stajesz w jej obronie?”; „Prawicy” nie sposób grzecznie wytłumaczyć, że niechęć do walki  t e r a z  nie oznacza niechęci do walki  w  o g ó l e, bez oglądania się na realia. Konsekwencje wypadania z domu kapciach i szlafroku, ze zdjętą ze ściany szablą w nieubłaganej żądzy pokrojenia nią najbliższego zaborcy/okupanta/nieprzyjaciela przekraczają horyzont wyobraźni patriotycznego kabotyństwa. Dla wyznawców mitologii powstańczej liczy się wyłącznie czyn, fakt podjęcia walki. Wyniki zaś są co najwyżej w rubrykach sportowych codziennej prasy.

Takie rutynowe szaleństwo prowadzi do humorystycznych afiliacji – tradycjonalistyczna, zachowawcza (przynajmniej wedle własnego oświadczenia i przekonania) Prawica wielbi powstańców z 1863 roku, protagonistów jaskrawoczerwonej rewolucji socjalnej i bohaterów socjalisty Piłsudskiego… Draka styczniowa, wymierzona nie tylko w Rosjan, lecz przede wszystkim w hołubiony przez Prawicę ancien regime, została pasowana na obrończynię Narodu. Kabotyństwo ściśle wiąże się z kolejnym grzechem:

6. Uporczywy polonocentryzm

Polonocentryzm dostarcza amunicji kabotyństwu: ideolodzy „Prawicy” maja na koncie astronomiczne odkrycie rangi kopernikańskiej – świat kręci się dookoła Polski. Ot, pierwsze z brzegu przykłady: przypadkowa katastrofa samolotu pewnego polskiego generała-premiera była wynikiem perfidnego zamachu zorganizowanego przez jedno lub raczej kilka zagranicznych mocarstw, zaniepokojonych jego poczynaniami; Polscy żołnierze są najbardziej bohaterscy na świecie, pokonać ich można tylko przewagą techniczno-liczebną (ciekawe, że nasi przeciwnicy od pewnego czasu nie mieli większych problemów z osiąganiem takich parametrów); dzięki powstaniom wybiliśmy się w 1918 roku na niepodległość, robiąc wyłom, dzięki któremu powstał szereg innych państw, w których nigdy do żadnych powstań nie dochodziło; Solidarność obaliła komunizm; a dzięki powstaniu warszawskiemu Polska nie stała się 17 republiką.

Ułani nieustającej polskości w tę mitologię święcie wierzą. Ponieważ jest to kwestia wiary, a nie faktów, to sposobu na wyprowadzenie ich z błędnych wyobrażeń po prostu nie ma (Niewinne pytanie: „Co nam dały przegrane powstania?”/ Zdecydowana na wszystko odpowiedź: „Bez nich nie byłoby później Polski”. P: „A co ma piernik do wiatraka?”. O: „Zaborcy przekonali się, że Polaków nie da się ujarzmić”. P: „To dlaczego nie przestali nas ujarzmiać już w lutym 1863 roku?”. O: „Dziecinne pytanie. Proszę następne”). Prawacy tkwią w mistycznych bredniach i nie mają najmniejszego zamiaru skorzystać z ochłody racjonalnego myślenia, co nasuwa pewne przykre podejrzenia: to poziom niezbyt udanych bajek dla najmłodszych.

Oczywiście w coś Wierzyc trzeba, jest to pożyteczne i odpowiadające powszechnemu zapotrzebowaniu posiadania bohaterów, czynów heroicznych i bohaterskich odniesień, które można stawiać dziatwie przed nosy jako wzorce postępowania. Dlaczego jednak „Prawica” zdecydowała się sięgnąć po klęski i stracone szanse, dlaczego w porażkach szuka natchnienia, tak jakby zwycięskich aktów w historii Polski nie było – tego naprawdę nie wiem. Może trzeba było wówczas zmierzyć się ze swoimi upiorami, odszczekać „zdrajcę Wielopolskiego”, wyleczyć się z rusofobii, słowem – pozbawić się całego emocjonalnego bagażu, pielęgnowanego przez dekady, zmierzyć się z nieuchronnie powstałą pustką duchową? Może – lecz tak czy inaczej prawaków taka procedura oczyszczania się czeka, nie ma co zwlekać, bo grozi to zmumifikowaniem za życia.

7. Niewłaściwa doraźna taktyka

Mimowolne uleganie lewackiej nowomowie – przejmowanie semantycznych potworków w rodzaju słowa na „g” określającego zboczeńca płciowego, milcząca zgoda na nazywanie socjalno-rewolucyjnej partii Adolfa Hitlera prawicową, sprzeciw legalizacji aborcji wyrażany argumentami teologicznymi, a nie logicznymi, licytowanie się z czerwonymi w bolszewickiej retoryce (w czym celują tow. tow. Kaczyńscy), zgoda na włączenie do dyskursu kretyńskiego, pozbawionego treści słowa „homofobia”… Prawdziwa Prawica ma się od lewactwa wyraźnie odcinać, mową, słowem i uczynkiem, oryginalnym zestawem leksykalnym, zdecydowanym nazywaniem rzeczy po imieniu, identyfikowalną jakością, a nie popadaniem w nieokreślone, defensywne rozmamłanie. O homoseksualistach mówić „dewianci”, o nazistach „lewicowcy”, mordowanie bardzo małych dzieci potępiać odwołując się do argumentów biologicznych i rozumowych, na każdego „homofoba” rewanżować się natychmiast salwą „heterofonii”, a z „Polski solidarnej/socjalnej” zrezygnować na rzecz „Polski szczęśliwej/dostatniej/wspólnej”… Nie widząc mówcy mam poznać po słowach kto zacz, bez sprawdzania przynależności w legitymacji partyjnej.

xiazeluka
O mnie xiazeluka

Demotfukracja to dwa wilki i owca głosujące menu na obiad. Wolność to uzbrojona po zęby owca kwestionująca wynik tego głosowania. /B. Franklin/ Kosovo je srpsko  39 hipokrytów się Mła boi (banuje): Hurrapatriota ignorant Cenzor tow. Żyszkiewicz Cenzuraobywatelska Mimoza Osiejuk Konkluzja - idiotka Szukająca Prawdy banami Jeremy F - pocieszny tchórz Kserokopiarka Wiesława Regularny debil Scholi - tchórz i kłamca Oldshatterhand - lubi tylko tych, którzy go podziwiają Troll Świrski Aerozolinti - hipokryta i tchórz Vitello - zarozumiały tchórz Stary Wiarus Free Your Mind Aleksander Ścios kokos26 El Ohido Siluro Nurni uśmiech losu Freeman Wyrus (rzekomo wolnościowiec) Publikacje "Gazety Polskiej" Joanna Mieszko-Wiórkiewicz grzechg maciekimaciek - kłamca Jeremiasz Paliwoda vel Zawiesia lem, pieniacz-emeryt Jerzy Korytko się jeży Peemka - kłamca i fałszerz towarzysz Krzysztof Ligęza kerimad64 Mała Mi - przemądrzałą gimbaza JohnKelly - rewers polonisty i logika Adamkuz - tchórz Maciej walczący z faktami Stary towarzysz Dyletant cartw Propagandzistaobywatelski

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka