…skoro tuż przed wyborami Peło postanowiło wykonać kolejny drapieżny skok na naszą kasę. Po raz kolejny ofiarą chciwości reżimu padną kierowcy.
Jak donosi Rzeczpospolita MinSprawWew przygotowało nowy, surowszy taryfikator mandatowy. Pretekst jak zawsze ten sam – rzekome niepowstrzymane pragnienie „zwiększenia bezpieczeństwa na drogach”. Kierowcy popełniają nagminnie wykroczenia, więc trzeba ich karać, coraz bardziej karać, jak najczęściej karać. Tresować do utraty tchu – naszego lub ich.
Postępowcy oraz pożyteczni idioci oczywiście będą zachwyceni dolegliwszymi szykanami, chociaż zwykle w kwestii zaostrzania przepisów mają zdanie odmienne: refren „kara śmierci nie odstrasza” pojawia się przy okazji każdego Festiwalu Piosenki Sowieckiej. Kara śmierci nie odstrasza, ale 200 PLN mandatu odstraszać na pewno będzie. Oczywiście.
Drugim powodem zadowolenia ludzi o mentalności niewolniczej będzie „zwiększenie bezpieczeństwa na drogach”. Nie bądźmy gołosłowni, sprawdźmy w taryfikatorze, gdzie urzędasy znalazły przestrzeń do „zwiększania bezpieczeństwa na drogach”?
Kto szuka – ten znajdzie:
„niedostosowanie się do znaku stop”- 100 PLN + 2 punkty. W tym przypadku można się naturalnie spierać, czy rabunek kierowcy nie ma jakiegoś tam uzasadnienia, powiedzmy, że od czasu do czasu na ulicy z pierwszeństwem pojawia się znienacka UFO, co faktycznie grozi kolizją. Niemniej w jaki sposób „bezpieczeństwo na drogach” podnosi:
„zakrywanie tablic rejestracyjnych” – 200 PLN + 3 punkty? Jakież to śmiertelne niebezpieczeństwa stwarza poruszanie się pojazdem z zakrytym foliówką tatuażem rejestracyjnym auta? Proszę mnie poprawić, lecz zdaje się, że jedynym „niebezpieczeństwem” takiego kamuflażu jest niebezpieczeństwo mniejszych wpływów do budżetu z powodu niemożności wystawienia mandatu ofierze fotoradaru czy systemu szpiegowskich kamer. Poddany reżimu ma mieć swoje dane wybite na czole, aby Pan Waaadza nie musiał przesadnie fatygować się identyfikacją, prawda?
„nie używanie pasów bezpieczeństwa” – 100 PLN + 4 punkty. Tak, jeśli nie ubiorę się w kajdany (nie)bezpieczeństwa, to zagrożenie na drodze drastycznie wzrasta. Dwukrotnie wzrasta w porównaniu z lekceważeniem znaku stop. Ba, kierowanie bez założonych pasów jest także bardziej niebezpieczne od „zwiększenia prędkości przez kierującego pojazdem wyprzedzanym”, co wyceniono na 3 punkty. Czy jest jakiś śmiałek, który podejmie się beznadziejnego zadania złożenia braku okowów (nie)bezpieczeństwa na kierowcy z bezpieczeństwem ruchu drogowego?
Co jest w tym wszystkim najsmutniejsze? Smutna jest zachłanność rządzących, smutną okolicznością są kłamstwa o „zwiększaniu bezpieczeństwa” mandatami, niemniej najsmutniejsze jest to, iż regulacje drogowe są nazywane „prawem”. „Kierowcy łamią prawo” mówią milicjanci, a większość schwytanych kierowców pokornie przytakuje. Nie, moi mili – nakaz zapinania okowów (nie)bezpieczeństwa nie jest żadnym prawem. To zwykła regulacja biurokratyczna, o zmienności zależnej od humoru danego biurokraty – wczoraj nie było kar za jedzenie hamburgera za kierownicą, jutro już będzie, bo jakiemuś łajdakowi wpadł do głowy nowy pomysł na wyciągnięcie pieniędzy z kieszeni kierowców. To nie jest prawo, lecz lewo. Prawo to niezmienny fundament, o elementarnych, powszechnie zrozumiałych postanowieniach: nie kradnij, nie morduj, nie oszukuj, zachowuj się tak, jakbyś chciał, aby inni zachowywali się wobec ciebie - plus rozmaite konsekwencje tych podstawowych zasad.
Nie okrywając się okowami (nie)bezpieczeństwa w aucie nikogo nie okradam, nikomu nie robię krzywdy, nikomu nie sprawiam przykrości. To moja sprawa. Dlaczego więc opresyjna Waaadza chce za indywidualne wybory karać?
